czwartek, 24 maja 2012

2. "In the heat of Los Angeles"...

Obudziłam się o 8:00. Miałam całe 2 godziny na przygotowanie się do podróży. Pierwsze co, to wzięłam pobudzający prysznic. Weszłam pod chłodną wodę aby pobudzić swój organizm do życia i stałam pod strumieniem wody ok. 15 minut. Gdy poczułam się dostatecznie odświeżona wyszłam. Ciało nasmarowałam balsamem kawowym, który wprost uwielbiałam a we włosy wtarłam odżywkę. Później przyszedł czas na makijaż. 
Nałożyłam podkład i róż na policzki, na powiekach narysowałam kreski eyelinerem a rzęsy pociągnęłam czarnym tuszem. Usta zostawiłam na później bo będę jadła śniadanie.
Musiałam zrobić także coś z włosami bo na głowie miałam burzę loków. Wyjęłam z szafki suszarkę i prostownicę po czym wzięłam się do roboty. Po 10 minutach byłam gotowa, włosy były idealnie wyprostowane i swobodnie opadał mi na plecy.
Po wszystkich "zabiegach" upiększających udałam się do sypialni aby się ubrać. Założyłam dżinsy, białą bokserkę i kurtkę w kolorze beżu. Do tego beżowe szpilki, torebka w podobnym odcieniu, czarny szeroki pasek i kilka dodatków biżuterii *. Tak więc byłam już całkowicie gotowa.
Zeszłam do kuchni by zrobić sobie śniadanie. Wsypałam do miski musli i zalałam je zimnym mlekiem które mi pozostało. Zrobiłam sobie kawę i usiadłam przy kuchennym stole, wcześniej włączając muzykę bez której nie wyobrażam sobie życia. 
Zjadłam śniadanie i zmyłam po sobie naczynia, spojrzałam na zegarek była 9:34.
- Ok jeszcze 26 minut - powiedziałam do siebie zadowolona.
Wzięłam do rąk książkę "Księżniczka z lodu" Camilli Lackberg i pogrążyłam się w czytaniu nie zauważając kiedy minął czas.
- O fuck. Znów się spóźnię. - powiedziałam i wyszłam z mieszkania zabierając ze sobą walizki. 
Wsiadłam do zamówionej wcześniej taksówki i po kilku minutach byłam na miejscu.
- Witam. Przepraszam za spóźnienie. - Powiedziałam wysiadając z taxi.
- Cześć! Nic nie szkodzi - odpowiedział Erik - Ok ruszajmy. Im szybciej wyjedziemy tym szybciej będziemy na miejscu.
- Ok - Powiedziałam jednocześnie z Benem po czym wsiedliśmy do samochodu, wcześniej pakując mój bagaż.
Podróż mijała spokojnie, rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.
- To powiedz nam Nicole czemu właśnie kryminalistyka? To nie jest zawód dla kobiet. Jak już zauważyłaś w tym zawodzie pracują przeważnie mężczyźni.
- Wiem ale mi to nie przeszkadza. Czemu kryminalistyka? Odpowiedź jest jedna - bo mnie to pociąga. Od małego wiedziałam co chcę robić w życiu. Ta adrenalina, chęć ułożenia wszystkich elementów układanki w całość no i złapanie przestępcy. To wszystko jest takie ekscytujące.
- Dobrze to ujęłaś. Ja miałem tak samo. Ta chęć złapania kolejnego grasującego szaleńca przezwycięża strach i to jest piękne - odpowiedział Erik.

Po kilku godzinach jazdy byliśmy na miejscu.
- Masz się gdzie zatrzymać? - Zapytał Ben.
- Tak. zatrzymam się u mojej siostry która mieszka gdzieś w L.A. Nie wiem gdzie dokładnie ale zaraz przyjedzie po mnie jej narzeczony - uśmiechnęłam się.
- No ok. To spotykamy się jutro o 11:30 pod tym adresem - powiedział podając mi do ręki kartkę z adresem - Do jutra.
- Ok. Nie ma sprawy. Do jutra.

 Pożegnałam się z chłopakami i poszłam do kawiarni wypić kolejną kawę w tym dniu. Zamówiłam latte i wybrałam numer do Braxtona.
- Cześć tu Nicole. Jestem już w L.A. Gdzie? Yyy... W "Dream Cafe" w śródmieściu. No ok czekam.
Zdążyłam wypić kawę gdy przez szybę zauważyłam Braxa. Zapłaciłam rachunek i wyszłam. Szłam w Jego stronę i gdy byłam już przy nim spojrzał na mnie dziwnie a do mnie dotarło, że mnie nie poznał. No tak, jak wyglądam teraz a jak 5 lat temu - niebo a ziemia.
- Hej. To jak, jedziemy? - spytałam a na Jego twarzy malowało się zdziwienie.
- Yyy... Nicole? Hej. Nie poznałem Cię.
- Tak wiem, wiem. Zmieniłam się trochę. Dzięki, że po mnie przyjechałeś bo sama na pewno bym się zgubiła. To miasto jest mega duże.
- Trochę? Jesteś nie do poznania. Nie ma za co, to dla mnie przyjemność - uśmiechnął się - Nie no, chłopaki nie uwierzą, ze to Ty.
- Nic mi nie mów o tych kretynach Leto. chociaż dzięki nim a zwłaszcza Jaredowi wyglądam lepiej. - uśmiechnęłam się.
- No pamiętam jak Ci dokuczali. Starzy a głupi ale cóż poradzić. Taka już ich natura. Ale pamiętaj, że niektóre dziewczyny chciałyby być na Twoim miejscu.
- No tak. Poznać braci Leto, wielki zaszczyt.
- Dla Echelonu i Fangirlsów tak.
- Dla mnie? Nie - odpowiedziałam z drwiącym uśmiechem - ale jakoś będę musiała przeżyć.
- Zawsze lubiłem Twój stosunek do nich. W końcu ktoś przetrze im nosa. Uwaga! Uwaga! Wróciła Nicole! Ostrzejsza i bardziej wyrachowana - powiedział rozbawiony - Już się nie mogę doczekać waszych starć. Będzie ostro.
- Ojj na pewno. Zwłaszcza jak będą mi dokuczać.
- Na pewno nie będą ci dokuczać z powodu wyglądu. Bo jesteś ładną kobietą a wiadomo jak oni reagują na piękną płeć przeciwną.
- Uznam to jako komplement - powiedziałam i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Spoko. A wiesz, że teraz jesteś strasznie podobna do Amber?
- Wiem. Każdy mi to mówi z czego bardzo się cieszę bo Am jest naprawdę piekna.

Podróż do ich domu minęła szybko i miło. Gdy wysiadłam myślałam, że oczy wyskoczą mi z orbit. Dom był wielki i piękny.
- Ale tu pięknie - powiedziałam z zachwytem.
- Dzięki. Amber wybierała domy a nasz urządzała samodzielnie.
- Domy? Jak to domy? - zapytałam zdziwiona.
- Aha czyli Ci nie mówiła?! - bardziej stwierdził niż zapytał - Obok nas - wskazał palcem na sąsiedni, równie piękny dom - mieszka Jared z Shannonem.
- Chyba sobie żartujesz?
- Niestety nie. O jeden nawet tu idzie - zdążył dokończyć a przy nas był już Shannon. Uff dobrze, że to nie ten drugi kretyn.
- Hej Brax - krzyknął - O cześć. - tym razem słowa skierował do mnie - Jestem Shannon.
- Hej. Wiem kim jesteś - odpowiedziałam oschle.
- Ejj mam pomysł. Wejdźmy do środka tam sobie pogadamy - powiedział Braxton. 
Zrobiliśmy tak jak zaproponował Brax a ja nie mogłam powstrzymać się od śmiechu gdy widziałam Shanna, który intensywnie myślał o tym skąd się znamy. To było komiczne, ten jego wyraz twarzy. Przyznam, ze kiedyś się w nim kochałam, ale to było dawno. Teraz dojrzałam i już nie jestem taka głupia.
- Co Cię do mnie sprowadza? - Zapytał Braxton zapatrzonego we mnie Shannona. 
- Ja skądś Cię znam, tylko nie mogę sobie przypomnieć skąd - powiedział nie zważając na to o co zapytał Brax.
- No to może ja się przedstawię, wtedy od razu mnie sobie przypomnisz - powiedziałam z wrogą miną - Nazywam się Nicole Wattson i jestem siostrą Amber.
- Żartujecie sobie tak?
- Nie!
- Nie wierzę! Ty nie możesz być pontonikiem - mówił rozbawiony.
- Skończyłeś? - zapytałam zła. Przez 5 lat nie słyszałam tego przezwiska, nie cierpiałam go - To nie jest tak śmieszne dla mnie jak dla Ciebie.
- Przepraszam. Ale to naprawdę Ty? Nie, no wyglądasz zajebiście. Niech no się tylko Jay dowie, nie uwierzy.
- Dlatego ma się nie dowiedzieć. Nie chcę aby na razie wiedział, dowie się w swoim czasie albo w ogóle.
- No ok. Jak chcesz. Ja nawet tak wole, zatrzymam Cię dla siebie - powiedział i posłał czarujący uśmiech. Zaśmiałam się ale przyznam, że mi się to spodobało.
- Ty nigdy nie wydoroślejesz - dodałam śmiejąc się.
- Mógłbyś wreszcie powiedzieć po co przylazłeś? - wtrącił się poirytowany już Olita.
- A no tak. Sorry ale Nicole tak mi zawróciła w głowie, że zapomniałem po co przyszedłem - mówiąc to puścił mi oko - Mam nadzieję, ze pamiętasz o dzisiejszej i jutrzejszej imprezie u Gerarda?
- O fuck. Wyleciało mi z głowy totalnie. Ale obawiam się, że dzisiaj nie wypali bo jakbyś nie zauważył mam gościa. Jutro już będzie Amber więc możemy iść.
- Hmmm... Nicole czy chciałabyś mi towarzyszyć na dzisiejszej imprezie u naszego znajomego Gerarda?
- Ja? - zapytałam niepewnie i spojrzałam na narzeczonego mojej siostry. Widziałam w Jego oczach chęć imprezowania dzisiejszej nocy - Jeśli tak bardzo chcesz to czemu nie.
- No i wszystko jasne. Spotykamy się o 20:00 przed domem.
- Tylko mam nadzieję, że bez Jareda? - bardziej stwierdziłam niż spytałam.
- Tak, tak. On będzie tam trochę później bo jeszcze jedzie do swojej panienki - powiedział śmiejąc się. - I nie powiemy mu kim jesteś - upewnił mnie po tym jak zobaczył mój błagalny wprost wzrok i dotknął mojej reki opuszkami palców. Miałam takie uczucie jakby kopnął mnie prąd ale przemilczałam to.
- O fuck. Jest problem i to wcale nie mały problem.
- Jaki? - zapytali chórem.
- Nie mam się w co ubrać - powiedziałam z dosyć poważną minę.
- Odwieczny problem kobiet - skomentował Shann. - Ale zaradzimy coś na to - dodał z łobuzerskim uśmiechem.
- Tak? Co masz na myśli?
- Będę mógł Cię wystylizować? - zapytał nieśmiało na co otrzymał potwierdzenie przez skinienie głowy - To super. W takim razie zbieraj się. Jedziemy...
- Ale gdzie? - Spytałam zaskoczona.
- No do sklepu....

________________________________________________________________
Tytułowa piosenka - "In the heat of Los Angeles" Sugarcult
* Strój Nicole: Klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz